wtorek, 8 kwietnia 2014

Pogoda sprzyja rowerowym wyprawom, ale strzeżcie się upiorów na drodze

"Koła roweru sunęły po wyasfaltowanej drodze szumiąc monotonnie. Tokarski jechał bez pośpiechu rozkoszując się ciepłym popołudniem. W powietrzu latały dokuczliwe muszki, ale komendant postanowił nie zwracać na nie uwagi. Niesłusznie, ponieważ poczuł nagle dotkliwe ukąszenie i piekący ból na szyi. Szarpnął głową, uderzył się mocno dłonią w piekący kark, przednie koło roweru wpadło na kamień. Komendant szarpnął kierownicą, ale rower stanął dęba zrzucając pasażera na wyasfaltowane pobocze. Tokarski uratował się przed upadkiem, jednak przyklęknął w dziwnej pozycji wbijając sobie boleśnie w kolano ostry kamień. Zaklął szpetnie i pozbierał z drogi siebie samego oraz rower. Spojrzał na kolano. Strużka krwi sączyła z rozciętej ranki. - Boli? – usłyszał ciche pytanie. Spojrzał na kobietę, która pojawiła się obok niego nie wiadomo skąd. Popatrzył za siebie, jakby spodziewał się znaleźć odpowiedź za plecami, lecz na drodze było pusto. - Trochę, jak to rozcięcie. Nic wielkiego – stwierdził i przyglądał się kobiecie z zainteresowaniem. Poza wyjątkową urodą uwagę przykuwał jej strój. Stanowczo nie z tej epoki. Właściwie z żadnej epoki. Komendant nie widywał na co dzień tak ubranych kobiet. Kremowe koronki, obcisła suknia, jakby miejscami podarta... Nawet to wyglądało seksownie musiał przyznać. Tokarski szybko dokonał kilku operacji myślowych w celu ustalenia, kim może być tajemnicza nieznajoma. Zastanawiał się, jaką mogła mieć do niego sprawę. Bo nie wątpił w to, że upiory nie pokazywały się ot tak dla zabawy. No chyba, żeby straszyć, ale przecież ona nie straszyła. Poza tym miałaby straszyć gliniarza? Tokarski nie znał zbyt dobrze zwyczajów istot nie z tego świata, ale jakoś nie przypominał sobie, żeby... - Chciałam cię poznać – przerwała tę gonitwę myśli. - Poznać? Mnie? A w jakim celu? Żeby złożyć zeznania? Tamara roześmiała się i wzruszyła ramionami. - Upiór byłby wiarygodnym świadkiem? - Wątpię, żeby przełożeni chcieli czytać taki raport. Tamara przykucnęła niespodziewanie i przysunęła twarz do rany. Już miała mlasnąć zamaszyście językiem, ale komendant odskoczył. - Ani mi się waż! Tamara oblizała usta i spojrzała mu w oczy. Tokarski poczuł lekki zawrót głowy. - Chcę ci tylko pomóc. Potrafię wyleczyć ranę – wyszeptała i zlizała krew. - Idź precz! – wrzasnął komendant i znowu odskoczył. - Jesteś niesprawiedliwy! – zaprotestowała. – Ja do ciebie z sercem, a ty co? - Nie lubię, jak mnie liżą – oznajmił chłodno. - Jesteś pewien? Tamara zmrużyła oczy i wpatrywała się w komendanta, jakby potrafiła czytać w jego myślach, a jemu stanęły przed oczami wszystkie fantazje spełnione i niespełnione. Wziął głęboki oddech. - Molestowanie funkcjonariusza na służbie jest zabronione. Tamara podeszła bliżej. - Przecież nie jesteś na służbie. - Ja zawsze jestem na służbie! - Jak sobie życzysz – szepnęła Tamara, a komendant poczuł, że świat wkoło stał się zupełnie nierealny.(...)" P.S. wybaczcie formatowanie, ale czemuś blogger nie chce zachować formatu książki, a ja nie mam czasu przepisywać powieści ;)

sobota, 5 kwietnia 2014

Wiadomość o przyjeździe ojca Pąckiewicza

zmobilizowała wszystkich mieszkańców plebanii. Wikary Pawlak runął czym prędzej zrobić porządek w piwniczce z winem mszalnym i pochować część zapasów, Anka poszła szykować pokój gościnny, strzyga Monika fuczała i naprzykrzała się pozostałym „rezydentom” przewidując najczarniejsze scenariusze współżycia pod jednym dachem z dostojnym gościem. Proboszcz, który osobiście odebrał telefon od ojca Pąckiewicza, postanowił się nie angażować emocjonalnie. Szkoda było jego nerwów, a miał zbyt wiele spraw na głowie. No i przecież ojciec Pąckiewicz przybył w związku z tragicznym zaginięciem swojego krewnego. Należał mu się szacunek i współczucie. Innych motywów i konsekwencji tej wizyty proboszcz postanowił się nie domyślać. Trochę niepokoił się o nowe witraże, nie miał bowiem pewności, jak Alonzo zareaguje na gościa. Zaobserwował jednak, że zjawy i upiory doskonale sobie radziły z innymi śmiertelnikami. - Z nim nikt sobie nie radzi – zrzędziła Monika łażąc krok w krok za proboszczem. - A tam, gadanie. Przecież wam nie zagraża. Nie będziecie mu się pokazywać i po krzyku. - Otacza go zła aura – warknęła Monika. Gdyby strzyga nagle wypiękniała, nie wzbudziłoby to większego zdumienia proboszcza. - O jakiej znowu aurze opowiadasz? No i nie obraź się, ale co upiór może wiedzieć o dobrej aurze? - Oj, proboszcz to czasem taki stereotypami leci, że aż strach – skarciła go Monika. – Ten świat nie jest tak urządzony, że upiór to zło, a... – tu Monika się zawahała – reszta jest dobra. „Ilekroć grzeszą, grzeszą pod płaszczykiem dobra”. - Czytałaś Tomasza z Akwinu? – Mątwicki nie posiadał się ze zdziwienia. Monika łypnęła chytrym okiem. - Proboszcz ma bardzo ciekawą bibliotekę. Ostatnio nie najlepiej sypiam, więc sobie czytam. I jeszcze jedno fajne zdanie znalazłam: „Jedna kulturalna osoba to zbyt mało, aby podnieść poziom imprezy chamów, natomiast jeden cham zepsuje każdą kulturalną imprezę.” To Bertrand Russell, zna ksiądz? – dodała niewinnym tonem. - Już tak nie prorokuj, będzie dobrze. Poradzimy sobie przecież. I dość tego gadania. Mam mnóstwo pracy. To powiedziawszy proboszcz Mątwicki wyszedł, by dopilnować prac na nowym cmentarzu, a Monika pognała do starego grobowca, w którym trwało szkolenie nowo upieczonego wampira. (fragment powieści)

czwartek, 3 kwietnia 2014

Tydzień mija mieszkańcom Dyrdymałów pracowicie,

a więc szybko. Pomyśleć, że już czwartek! Zajęci pracą i codzienną rutyną ludzie i nie-ludzie zdążają do kolejnego weekendu. O ile z perspektywy takiego wąpierza, który może żyć kilkaset lat a nawet więcej, jeśli jakiś łowca wąpierzy się na niego nie uweźmie, tydzień mija jak mgnienie oka, o tyle miniony tydzień dla istoty ludzkiej to... hm... miniony tydzień. Jeden mniej. Też mija jak mgnienie oka. Tylko strzyga Monika była bardzo zajęta, bo odkryła wiele ciekawych książek w bibliotece proboszcza Mątwickiego. Od środy chodzi za proboszczem i próbuje dyskutować na wybrane tematy, ale proboszcz pozostaje czemuś nieufny.