Humorystyczna, żeby nie powiedzieć prześmiewcza powieść Filipa Langa, "Pewnego razu w Dyrdymałach".
czwartek, 22 maja 2014
Po deszczach przyszły upały... i komary.
Inżynier spojrzał mściwie na własne przedramię i uniósł je delikatnie. Wpatrzony hipnotycznym wzrokiem w krwiopijcę, który wbił cienką jak włos trąbkę wpasowując się dokładnie między włoski, wziął zamach, wymierzył precyzyjnie i uderzył z całej siły.
- A masz, ty franco! – inżynier wiedział, że samczyki komara żywią się nektarem, a gryzą tylko samice.
Ścierając plamę krwi i resztki skrzydełek, a przy okazji masując zaczerwienione przedramię czuł, że bierze odwet za cały męski gatunek.
- Zwijamy się panowie – rzucił do pracowników. – Te ścierwa nie dadzą nam teraz spokoju. Dość na dziś. Zgarnijcie sprzęt do jaskini. O, widzę, że proboszcz do nas zmierza.
Inżynier patrzył w stronę drzew, skąd wychynął właśnie Mątwicki wędrując do nich przez łąkę. Proboszcz wymachiwał rękami. Inżynier pokiwał głową ze zrozumieniem. Gryzą ścierwa potępione, pomyślał.
- Idźże sobie duszo nieczysta – mamrotał tymczasem Mątwicki zmęczony obecnością strzygi.
Monika najwyraźniej upatrzyła sobie proboszcza. Polubiła go z przyczyn niezrozumiałych dla niej samej. Darzyła go zwyczajnie sympatią, a że była ciekawa z natury nie odstępowała księdza ani na krok. Kiedy czuła, że ma jej dość po prostu mu się nie pokazywała.
- A wie ksiądz proboszcz, że strzygi mają dwie dusze?
- Co też ty opowiadasz, nieszczęsna?
- No tak! To wiadoma sprawa. Rodzimy się z dwiema duszami. Mamy też dwa serca i dwa rzędy zębów. O, niech proboszcz popatrzy – Monika rozwarła szeroko paszczę, żeby zademonstrować podwójny garnitur zębów.
Mątwicki z lekkim obrzydzeniem rzucił okiem i przestraszył się nie na żarty. Strzyga wcale nie kłamała. Proboszcz przeżegnał się szybko.
- Schowaj się przynajmniej. Nie chcę, żeby cię widzieli ci tam niewinni
chłopcy – wskazał na ekipę, która zbierała narzędzia z terenu przyszłego cmentarza.
- Niewinni! – prychnęła Monika. – Mogłabym proboszczowi opowiedzieć to i owo o ich niewinności. Nie dalej jak wczoraj w nocy...
- Zamilcz już!
- A o widzenie, niech się dobrodziej nie martwi. Oni mnie nie widzą.
- Tylko ja cię widzę? – księdzu opadły ręce z desperacji.
- Teraz tak – Monika uśmiechnęła się szeroko. – Jak zechcę to się im pokażę.
- Ale dlaczego pokazujesz się właśnie mnie?
- Lubię proboszcza – strzyga dłubała ptasim szponem między zębami.
Mątwicki wolał się nawet nie domyśleć, co stamtąd wydłubuje. Miał nadzieję, że kawałek zwierzęcia, a nie tkanki ludzkiej. Na korzonki raczej nie liczył. Monika jakby czytała w jego myślach.
- Niech się proboszcz tak nie jeży. To tylko noga konika polnego. Sucha jest i wlazła mi między zęby. Do ptaszka ksiądz przecież nie ma pretensji, że zje robaka, prawda? – Monika spojrzała oskarżycielsko w księże oczy.
- Nie, nie. Stworzenie musi się żywić – mógł tylko przyznać jej rację. – Tak ten świat jest urządzony.
- No właśnie – przytaknęła. – A ksiądz wierzy, że to siła wyższa tak wszystko urządziła?
Mątwicki aż przystanął z oburzenia. Nie będzie przecież dyskutował z paskudą o boskim dziele! Tylko tego brakowało!
- Posłuchaj no...
- Moniko.
- Posłuchaj no, Moniko – proboszcz wziął głęboki oddech. – Dlaczego nie idziesz ku światłu?
- Co takiego? – strzyga była szczerze zdziwiona.
- Ku światłu. Dusze po śmierci idą ku światłu.
- A skąd proboszcz o tym wie? Szedł proboszcz?
- Ja jeszcze żyję. Nie bądź bezczelna. Po śmierci dusze idą do lepszego świata.
- Albo gorszego. Kto to wie? Jak ktoś nie był, to co się wymądrza? Zresztą ja przecież wcale nie jestem po śmierci – wzruszyła ramionami. – Mam dwie dusze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz