czwartek, 22 maja 2014

Po deszczach przyszły upały... i komary.

Inżynier spojrzał mściwie na własne przedramię i uniósł je delikatnie. Wpatrzony hipnotycznym wzrokiem w krwiopijcę, który wbił cienką jak włos trąbkę wpasowując się dokładnie między włoski, wziął zamach, wymierzył precyzyjnie i uderzył z całej siły. - A masz, ty franco! – inżynier wiedział, że samczyki komara żywią się nektarem, a gryzą tylko samice. Ścierając plamę krwi i resztki skrzydełek, a przy okazji masując zaczerwienione przedramię czuł, że bierze odwet za cały męski gatunek. - Zwijamy się panowie – rzucił do pracowników. – Te ścierwa nie dadzą nam teraz spokoju. Dość na dziś. Zgarnijcie sprzęt do jaskini. O, widzę, że proboszcz do nas zmierza. Inżynier patrzył w stronę drzew, skąd wychynął właśnie Mątwicki wędrując do nich przez łąkę. Proboszcz wymachiwał rękami. Inżynier pokiwał głową ze zrozumieniem. Gryzą ścierwa potępione, pomyślał. - Idźże sobie duszo nieczysta – mamrotał tymczasem Mątwicki zmęczony obecnością strzygi. Monika najwyraźniej upatrzyła sobie proboszcza. Polubiła go z przyczyn niezrozumiałych dla niej samej. Darzyła go zwyczajnie sympatią, a że była ciekawa z natury nie odstępowała księdza ani na krok. Kiedy czuła, że ma jej dość po prostu mu się nie pokazywała. - A wie ksiądz proboszcz, że strzygi mają dwie dusze? - Co też ty opowiadasz, nieszczęsna? - No tak! To wiadoma sprawa. Rodzimy się z dwiema duszami. Mamy też dwa serca i dwa rzędy zębów. O, niech proboszcz popatrzy – Monika rozwarła szeroko paszczę, żeby zademonstrować podwójny garnitur zębów. Mątwicki z lekkim obrzydzeniem rzucił okiem i przestraszył się nie na żarty. Strzyga wcale nie kłamała. Proboszcz przeżegnał się szybko. - Schowaj się przynajmniej. Nie chcę, żeby cię widzieli ci tam niewinni chłopcy – wskazał na ekipę, która zbierała narzędzia z terenu przyszłego cmentarza. - Niewinni! – prychnęła Monika. – Mogłabym proboszczowi opowiedzieć to i owo o ich niewinności. Nie dalej jak wczoraj w nocy... - Zamilcz już! - A o widzenie, niech się dobrodziej nie martwi. Oni mnie nie widzą. - Tylko ja cię widzę? – księdzu opadły ręce z desperacji. - Teraz tak – Monika uśmiechnęła się szeroko. – Jak zechcę to się im pokażę. - Ale dlaczego pokazujesz się właśnie mnie? - Lubię proboszcza – strzyga dłubała ptasim szponem między zębami. Mątwicki wolał się nawet nie domyśleć, co stamtąd wydłubuje. Miał nadzieję, że kawałek zwierzęcia, a nie tkanki ludzkiej. Na korzonki raczej nie liczył. Monika jakby czytała w jego myślach. - Niech się proboszcz tak nie jeży. To tylko noga konika polnego. Sucha jest i wlazła mi między zęby. Do ptaszka ksiądz przecież nie ma pretensji, że zje robaka, prawda? – Monika spojrzała oskarżycielsko w księże oczy. - Nie, nie. Stworzenie musi się żywić – mógł tylko przyznać jej rację. – Tak ten świat jest urządzony. - No właśnie – przytaknęła. – A ksiądz wierzy, że to siła wyższa tak wszystko urządziła? Mątwicki aż przystanął z oburzenia. Nie będzie przecież dyskutował z paskudą o boskim dziele! Tylko tego brakowało! - Posłuchaj no... - Moniko. - Posłuchaj no, Moniko – proboszcz wziął głęboki oddech. – Dlaczego nie idziesz ku światłu? - Co takiego? – strzyga była szczerze zdziwiona. - Ku światłu. Dusze po śmierci idą ku światłu. - A skąd proboszcz o tym wie? Szedł proboszcz? - Ja jeszcze żyję. Nie bądź bezczelna. Po śmierci dusze idą do lepszego świata. - Albo gorszego. Kto to wie? Jak ktoś nie był, to co się wymądrza? Zresztą ja przecież wcale nie jestem po śmierci – wzruszyła ramionami. – Mam dwie dusze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz